Recenzja filmu

Bez końca (1984)
Krzysztof Kieślowski
Marzena Trybała
Aleksander Bardini

Bez końca

Najlepszy film Kieślowskiego, jaki widziałem. Tyle jeśli chodzi o wstęp. Antoni Zyro, zdolny adwokat, umiera na zawał serca zostawiając żonę Urszulę i małego synka oraz niedokończoną sprawę
Najlepszy film Kieślowskiego, jaki widziałem. Tyle jeśli chodzi o wstęp. Antoni Zyro, zdolny adwokat, umiera na zawał serca zostawiając żonę Urszulę i małego synka oraz niedokończoną sprawę sądową. Jako duch przez cały film będzie towarzyszył widzowi, przyglądając się pewnym wydarzeniom i czasem ingerując w nie. Wdowa po nim, wspomniana Urszula, próbując zapomnieć o nim, popada coraz bardziej w samotność, zdając sobie sprawę, jak bardzo go kochała i jak bardzo za nim tęskni. Potrzebuje go. Jednocześnie z jej wątkiem, stopniowo rozwija się wątek – także już wspomnianej – sprawy sądowej, którą Antoni miał się zająć. Podejmuje jej się jego stary mentor, mecenas Labrador, którego metody są jednak zupełnie inne, co w tym wypadku jest bardzo istotne. Owa sprawa sądowa jest sprawą polityczną, a jej celem jest wyciągnięcie z więzienia robotnika oskarżonego o kierowanie strajkiem. Naprawdę rewelacyjny film, padłem na kolana, szczęka mi opadła i przez wiele godzin nie mogłem zebrać jej z podłogi. Z jednej strony jest to metafizyczny dramat psychologiczny, z drugiej zaś dramat polityczny. Kieślowski jak zwykle bardzo sprawnie ukazuje emocje głównych bohaterów, ale i postaci drugoplanowe są bardzo dobrze zarysowane i pamięta się każdą, choćby najmniej ważną. O ile można tu w ogóle mówić (pisać) o jakichś postaciach nieważnych dla tego filmu. Widzimy tu to, czym jest cały świat dla bohaterów, ich rzeczywistość, uczucia, nadzieje. Pokazany został tu problem PRL-u, bo "co to za kraj podzielony na pół?". W większości jego filmów, które widziałem, ten problem był ukazywany – mniej lub bardziej dosłownie czy wyraziście, jednak chyba dopiero po "Bez końca" zauważyłem go także w innych jego dziełach, tam gdzie początkowo go nie widziałem. Jak zwykle dużo symboliki, która tworzy film o przesłaniu uniwersalnym, choć niejednowymiarowym oraz muzyki, podawanej oszczędnie, a zawsze w odpowiednich momentach. Muzyki pięknej, która idealnie zarysowuje tragizm danych sytuacji. Zresztą cały film jest po prostu piękny, a piękno tkwi w jego smutku, w świecie żywych i świecie martwych, którym zdarza się do siebie przenikać, w emocjach, no we wszystkim. Jak zwykle u Kieślowskiego pojawia się znakomite aktorstwo, trzeba przyznać, iż reżyser miał duży talent (intuicję?) w obsadzaniu danych osób do konkretnych ról. Wiele scen zrobiło na mnie duże wrażenie, szczególnie te z udziałem Urszuli i Antoniego. Załamana wdowa popadająca w depresję, niemogąca żyć bez swojej drugiej połowy i duch jej męża obserwujący ją. Duch widzący jej "zdradę" za 50 dolarów czy tragiczną masturbację. Duch, który ratuje ją i próbuje dać o sobie znać, i Urszula, która wierzy, iż jest on cały czas gdzieś obok niej. Niczym w balladzie "Romantyczność" Mickiewicza. Geniusz, którego tak naprawdę nie jestem w stanie opisać słowami. Jakkolwiek bym się starał, i tak mi się nie uda.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Panie, Ty, co miłujesz nawet pełzające i umiesz wskrzesić dumę w bladej krwi robaczej, pomóż otworzyć... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones