Film w cieniu Dekalogu, Trzech Kolorów czy chociażby Przypadku. "Bez Końca" jest filmem w dużej mierze zapomnianym, mało znanym oraz raczej przemilczanym w filmografii Kieślowskiego. Sam trafiłem na niego bardzo późno a obejrzałem dopiero teraz. A żałuje bo film jest bardzo dobry i to pod każdym względem. Tym bardziej szkoda że jest tak mało znany w porównaniu z najbardziej przereklamowanymi dziełami Kieślowskiego z dekalogu czyli V oraz VI. "Bez Końca" zawiera w sobie wszystkie przykazania w jednym filmie które podobnie jak w dekalogu łączy je postać Artura Barcisia. Uważam że film został zrealizowany świetnie od aspektu polityczno-sądowego. Rewelacyjna rola Bardiniego, świetna kreacja Bajora oraz oczywiście Barciś i jego żona w którą wcieliła się Maria Pakulnis. W pewnym sensie nasuwają się związki z "Przypadkiem". Również trzy drogi wyboru które mogą zmienić losy ludzi a także ich samych, ich uczucia oraz emocje. Ciekawa perspektywa i do bez wyraźnej aluzji politycznej, która jest nie wyczuwalna na pierwszy rzut oka ale ten kto obejrzał dokładnie będzie wiedział co Kieślowski miał na myśli.
Z drugiej strony dość nużąca i momentami irytująca akcja związana ze śmiercią męża, bólem po jego stracie oraz próbą życia oraz ostatecznego nie poradzenia sobie z tym bólem. A wszystko to się działo wokół postaci Szapołowskiej. Aktorka ta na siłę chcę konkurować z Jandą jeżeli chodzi o prezentowaną ekspresję sceniczną ale przy Jandzie w mojej opinii, Szapołowska wypada jak amatorka. Jej emocje są dość irytujące i sztuczne (przy równie irytującej momentami ekspresji, emocje Jandy są żywe, pełne życia i to czuć) przez ocena ogólna filmu nieco idzie w dół. Kieślowski, temat śmierci i radzenia sobie z nią poruszył wielokrotnie i uważam że miał lepsze dzieła które obejmowały temat.
Tak czy siak Bez Końca jest bardzo dobrym filmem, uważam że wręcz idealnym wstępem do obejrzenia dekalogu.