Trochę smutne jest to, że jednak "dinozaury" wygrywają, a miejsce na głęboką refleksje i zastanowienie schodzi na dalszy plan. Pamiętam jak dowiedziałem się o śmierci Kieślowskiego. To dziwne, ale wtedy poczułem się bardzo smutno, mimo tego, że kompletnie nie znałem jego twórczości ani jego samego. Myślę, że Kieślowski stał się legendą za swojego życia i troszkę niedobrze jest, że jest ona tak rzadko opowiadana.
Mi też było smutno,pamiętam że gdy się dowiedziałam o jego śmierci byłam u znajomej i na moje widoczne pogorszenie humoru ona "no co Ty,przecież to obcy człowiek,nawet go nie znałaś".Ja to odczuwałam inaczej,właśnie czułam jakby odszedł ktoś bliski.W przeciwieństwie do Ciebie znałam wtedy jego filmy,pamiętam że na "Niebieskim" byłam w kinie 3 razy.Było mi smutno dlatego że już nic pięknego nie stworzy,dlatego że odszedł zdecydowanie za szybko.